Przejdź do głównej zawartości

Polecane

"Rok szarańczy" Terry Hayes

      „Rok szarańczy” to powieść, na którą czekałam ponad trzy lata. Terry Hayes zaskarbił sobie mój podziw „Pielgrzymem” i od tamtej pory zdecydowanie częściej sięgam po pozycje o szpiegowskiej i terrorystycznej tematyce. Nadal uważam, że na tym polu Terry Hayes nie ma sobie równych.     „Rok szarańczy” w dużym skrócie opowiada o tym jak jeden z agentów specjalnych od Regionów Niedostępnych wyrusza na misję, której celem jest zdobycie informacji o planowanym ewenemencie – groźnym zdarzeniu terrorystycznym o globalnym zasięgu. Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Nasz bohater wpada w ręce przywódcy Armii Czystych, który powinien był zginąć w zamachu rakietowym. Jako jeniec poznaje bardzo ważne informacje, które mogą ocalić wiele istnień, dlatego robi wszystko by przeżyć i uciec. Nie będę zdradzać więcej szczegółów żeby nie psuć zabawy, ale mogłabym bardzo długo opowiadać o tej książce.     Podobnie jak „Pielgrzym” tak i ten tytuł to dość spora gabarytowo książka na kilka wieczorów. I p

Avengers: Endgame - Recenzja (bez spoilerów)


grafika z cnet.com
Produkcje z Uniwersum Marvela już od jedenastu lat przyciągają do kin rzeszę fanów. Trzeba powiedzieć wprost, że nawet sama produkcja dwudziestu filmów to wyzwanie, a co dopiero jeżeli tytuły te są ze sobą powiązane i tworzą ogromną historię. I mówimy tu o zespojeniu ze sobą historii i postaci tak różnych, tak odmiennych, że na pierwszy rzut oka nie mają szans, aby cokolwiek ich łączyło. Patrząc na trzeźwo to mamy tu żołnierza z drugiej wojny światowej zamrożonego na kilkadziesiąt lat, który budzi się w zupełnie nowej rzeczywistości, nordyckiego boga piorunów, bogatego naukowca, który nie stroni od przyjemności życia doczesnego, króla afrykańskiego superpaństwa czy np. gadającego szopa zakochanego w totalnej demolce. A to tylko część naszego towarzystwa. Ja widzicie różnorodność postaci jest ogromna. Co ważne zdecydowana większość tytułów Marvela stała na wysokim poziomie, dając widzom mnóstwo radości z seansu. Nie inaczej było z Avengers: Infinity War, które pozostawiło nam niedokończoną historię którą poznajemy w Avengers: Endgame.
Powiem szczerze, powtarzając wpis z naszego fb: oczekując na ten film jarałem się jak Rzym za Nerona. Był to tytuł, którego wyczekiwałem najbardziej w tym roku. Jednocześnie w tyle głowy świtała mi obawa, że może on rozczarować. W końcu w uniwersum zdarzały się tytuły, które zaniżały poziom. Dodać należy, że na Endgame wisiała ogromna presja ze strony fanów, a jak wiadomo presja często wywiera błędne decyzje u autorów. Jestem już po seansie i mogę z czystym sercem powiedzieć, że moje obawy były zbędne. Avengers: Endgame prezentuje sobą wszystko co najlepsze w świecie Marvela! Historia opowiedziana w filmie wciąga od samego początku, znajdziemy w niej wiele zwrotów akcji, podniosłych scen przerywanych typowym marvelowskim humorem. Fabuła Endgame zaskakuje od samego początku i przedstawia nam naszych bohaterów w zupełnie inny sposób. Genialnie zobrazowano „ludzką” część każdego z bohaterów, to jak każdy z nich radzi sobie z porażką, z utratą bliskich. Prawda, każdy z nich w przeszłości upadał i w końcu podnosił się z kolan, jednak to co widzimy w czwartej odsłonie Avengers to zupełnie inny kaliber. Endgame to historia przedstawiająca rozterki i wewnętrzne dramaty ocalałych bohaterów, ukazuje wpływ wydarzeń z poprzednich przygód na każdego z nich. Mamy tu sentymentalną podróż po uniwersum, podróż oczyszczającą sumienia oraz wątpliwości naszych bohaterów. Można nawet powiedzieć, że naszych „herosów” poznajemy od nowa. Chętnie napisałbym więcej z wyszczególnieniem konkretnych postaci oraz wydarzeń, jednak nie chciałbym tu spoilerować.
Jak w każdej produkcji Marvela opowiedzianą historię zwieńcza ostateczny pojedynek. I powiem wam, że na tą walkę warto było czekać. Epickość czuć tu przez każdą sekundę, wydarzenia na ekranie wręcz się pochłania, nie ma tu miejsca na nudę i nawet gdy wydaje nam się, że wiemy co za chwilę się stanie to po raz kolejny Endgame nas zaskakuje: „nie to jeszcze nie koniec”. Epickości całego wydarzenia dodają genialne efekty specjalne, które jak zawsze stoją na wysokim poziomie.
Avengers: Endgame jest wspaniałym zwieńczeniem poznanych dotychczas historii ze świata Marvela. Film przesiąknięty jest epickością, posiada mnóstwo odwołań do poprzednich filmów z uniwersum. Co ważne mają one ważny wpływ na fabułę filmu, a nie są jedynie elementem mającym wywołać sentymentalny efekt u widza. Dodajmy do tego typowy dla Marvela humor, odpowiednio wyważony, nie tworzący z filmu komedii, genialne efekty specjalne, pochłaniającą bitwę końcową. Całość tworzy tytuł wręcz idealny. Jestem pewien, że każdy fan serii wyjdzie z kina w pełni usatysfakcjonowany. Jedyne co mi przeszkadzało w filmie to ostatnia scena, która według mnie była całkowicie zbędna. Ale i tak nie zmienia to mojego końcowego odczucia na temat Endgame.
A wy byliście już w kinie na Avengers: Endgame? Jakie są wasze wrażenia?



Komentarze

Popularne posty

Łączna liczba wyświetleń