Przejdź do głównej zawartości

Polecane

Świat Akwilonu. Orki i Gobliny - tom 3 - Gri'im

  "Orki i Gobliny" to seria komiksowa osadzona w fascynującym uniwersum fantasy znanym jako Akwilon. Wyróżnia ją, można by rzecz, jeszcze większy niż w innych seriach mrok. Tworzący tę opowieść, Jean-Luc Istin i Nicolas Jarry, francuscy scenarzyści specjalizujący się w mitach i baśniach, przenoszą czytelników do świata Akwilonu, gdzie rozgrywają się niezwykłe przygody. Tym razem odwiedzamy mroźną północ tej krainy. Akcja tomu 3 skupia się na postaci orka Gri’ima, doświadczonego wojownika, który powraca do Krainy Lodów, aby uporać się z własną przeszłością. Jednakże, jego powrót zbiega się w czasie z pojawieniem się wielkiej wyprawy poszukiwaczy złóż naturalnych (wśród nich mocne postacie - także kobiece!). Ludzie, myśląc że ogólnoświatowa wojna z ghulami na północy dobiegła końca, wierzą, że teraz mogą bezpiecznie prowadzić wydobycie. Nie zdają sobie jednak sprawy, że skutki potężnych czarów użytych w czasie wojny mogą wywołać grozę sprzed tysiącleci… grozę mającą postać garg

JOKER (2019) - RECENZJA




W trakcie swojej historii postać Jokera miała kilka interpretacji. I nie mam na myśli nawet samych komiksowych antybohaterów, a postaci filmowe. W rolę złowieszczego klowna wcielali się Cesar Romero, Jack Nicholson, Heath Ledger oraz Jared Leto. Wszystkie postaci, poza tą odegraną przez Leto, stały się kultowe w swoich czasach i doskonale wpasowały się w świadomość widza i obraz Jokera jako złoczyńcy. Najmłodsze pokolenie najlepiej pamięta Jokera z filmu „Mroczny Rycerz”, w którym przeciwnik Batmana to istny król chaosu i zniszczenia. Jared Leto, jako Joker, nie miał tak naprawdę szansy na walkę o dorównanie swoim poprzednikom. Rola w „Legionie Samobójców” była tak zmarginalizowana, że nie mamy nawet możliwości oceny tej postaci. Jednak widocznie włodarze DC stwierdzili, że przygoda Jareda z tą rolą ostatecznie się kończy. Nieudane próby stworzenia DC Extended Universe zmusiły Warner Bros do stworzenia czegoś zupełnie nowego. Początkiem tego ma być „Joker” reżyserii Toda'a Philips'a.
W filmie tym poznajemy niejakiego Arthura Fleck'a, nieudolnego komika cierpiącego na chorobę psychiczną, która wywołuje nieposkromiony, straszny śmiech, w najmniej oczekiwanych momentach. Na tym jego trudności życiowe się nie kończą. Brak akceptacji u współpracowników, opieka nad chorą zarówno fizycznie jak i psychicznie matką, finansowo nie stoi najlepiej, a na dodatek sam niedawno wyszedł z zakładu psychiatrycznego Arkham. Co gorsza w mieście Gotham nie dzieje się najlepiej. Tonie ono w odpadach przez strajk służb za to odpowiedzialnych, rośnie frustracja mieszkańców, a na dodatek jeden z kandydatów na burmistrza – Thomas Wayne, swoimi wypowiedziami na temat uboższej części społeczeństwa, nie łagodzi tego stanu rzeczy. Jak widzicie świat, w którym żyje bohater filmu, nie należy do tych przyjaznych. Jego jedyną iskierką radości w tej pozbawionej sensu egzystencji jest program rozrywkowy Murray'a Franklin'a. Franklin jest idolem życiowym Arthura i tak jak on chce zostać sławnym komikiem.
Splot kolejnych nieszczęśliwych wydarzeń sprawia, że Arthur popełnia zbrodnię. Ukazuje ona co tak naprawdę przynosi mu radość – śmierć innych. Kolejne odkryte fakty z przeszłości, brak pracy, akceptacji oraz wyszydzanie jego występu przez idola Arthura powodują, że na wierzch wyłania się Joker i to on zaczyna sterować świadomością Arthura.
Postać Arthura, a następnie Jokera, to aktorski majstersztyk. Napisać, że Joaquin Phoenix odegrał rolę - to mało, on stał się Arthurem, a następnie Jokerem. Każdy gest, mimika, doskonale odzwierciedlały stan emocjonalny bohatera. To w jaki sposób chodził, tańczył po kolejnych popełnionych zbrodniach, tworzy genialną interpretację postaci i jego stanu, pokazuje co odczuwa w danej chwili postać oraz jak szybko te stany emocjonalne się zmieniają. Gra aktorska Phoenix'a hipnotyzuje widza na całe dwie godziny seansu, powodując współczucie, mimo popełnionych zbrodni. Po raz pierwszy mamy tu tak rzeczowe i wiarygodne przedstawienie źródła egzystencji postaci Jokera. Nie jest to człowiek, który po prostu zabija dla chorej zabawy, tutaj przez swoją przeszłość, problemy dnia codziennego, bezsens życia, znajduje w końcu radość. Dla zwykłego człowieka radość bestialską i okrutną, ale Joker kieruje się innymi wytycznymi.
Świat przedstawiony jeszcze bardziej pokazuje nam jak niewiele trzeba było, aby chory Arthur dotarł do stanu, w którym budzi się Joker. Brudne, ponure miasto, brak pracy, ciągłe strajki, a do tego przejaskrawieni ludzie, którzy w większości nie należą do tych dobrych i wyrządzają krzywdę, również samemu Arthurowi. W najlepszym wypadku spotykamy tu obojętność na ludzkie problemy, a okazywanie zrozumienia czy jakiejkolwiek sympatii, może nadejść jedynie od osób z podobnymi problemami.
Na odbiór obrazu, poza genialną grą Phoenix'a oraz codzienną rzeczywistością świata bohatera, duży wpływ ma paleta barw, ruch kamery oraz muzyka. Barwy w Jokerze są wręcz mdłe, nie ma tu miejsca na żywe, radosne kolory, które pokazałyby choć trochę dobra w przedstawionej rzeczywistości. Jedyne momenty, gdzie barwy były żywsze, weselsze, przynosiły choć chwile wytchnienia, to sceny, w których Arthur wyobrażał sobie momenty z życia, w których jest szczęśliwy, odnosi nawet najmniejszy sukces. Praca kamery, jej ruch, czy drgania, zbliżenia na twarz bohatera, zwracające pełną uwagę na jego mimikę, dobitnie wprowadzały widza w niepokój oraz nakierowywały na obecny stan Arthura/Jokera. Dopełnieniem gry aktorskiej i pracy kamery była muzyka. Idealnie dobrana do momentu, nie narzucała się widzowi, lecz wypełniała obraz, tworząc z nim spójną całość.
Przed seansem Jokera słyszałem wiele pozytywnych słów na temat tego filmu. Mimo wszystko zachowywałem pewien margines, w końcu niejednokrotnie okazywało się, że mój odbiór filmu był zgoła inny niż recenzentów. Jak się okazało „Joker” to film genialny, przedstawiający antybohatera z Gotham z zupełnie innej perspektywy. Pokazuje nam źródło problemu i powstania groźnego przestępcy. Gra aktorska Joaquin'a Phoenix'a, to aktorstwo doskonałe. Aktor w pełnym tego słowa znaczeniu wcielił się najpierw w Arthura, a następnie Jokera, stał się nimi. Widać to na każdym kroku, w każdej scenie. Teraz w mojej głowie rodzi się pytanie. Który Joker jest lepszy? Ten zagrany przez Phoenix'a czy Heath'a Ledger'a? W końcu o tym drugim również po premierze pisano jako o osobie, która stała się Jokerem i zagrała perfekcyjnie. Trudno jest powiedzieć. Przede wszystkim Joker z "Mrocznego Rycerza", idealnie pasował do koncepcji filmu. Arthur Fleck to zupełnie inna postać, nie mamy tu „Pana chaosu”, który niszczy wszystko dla zabawy i samej chęci niszczenia. Myślę, że postać wykreowana przez Phoenix'a nie pasuje do filmu akcji. Obawiam się, że przy zestawieniu nowego Jokera z Batmanem w stylu Mrocznego Rycerza, antybohater, mimo genialnej gry aktorskiej, wypadłby blado. Pytanie co dalej z tą postacią? Zakończenie pozostawiło otwartą furtkę, z jednej strony rozdział "Joker" może się zakończyć, z drugiej nie stoi nic na przeszkodzie, aby historia trwała nadal. Tylko czy byłby sens porzucenie tej postaci?

Komentarze

Popularne posty

Łączna liczba wyświetleń