Przejdź do głównej zawartości

Polecane

"Rok szarańczy" Terry Hayes

      „Rok szarańczy” to powieść, na którą czekałam ponad trzy lata. Terry Hayes zaskarbił sobie mój podziw „Pielgrzymem” i od tamtej pory zdecydowanie częściej sięgam po pozycje o szpiegowskiej i terrorystycznej tematyce. Nadal uważam, że na tym polu Terry Hayes nie ma sobie równych.     „Rok szarańczy” w dużym skrócie opowiada o tym jak jeden z agentów specjalnych od Regionów Niedostępnych wyrusza na misję, której celem jest zdobycie informacji o planowanym ewenemencie – groźnym zdarzeniu terrorystycznym o globalnym zasięgu. Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Nasz bohater wpada w ręce przywódcy Armii Czystych, który powinien był zginąć w zamachu rakietowym. Jako jeniec poznaje bardzo ważne informacje, które mogą ocalić wiele istnień, dlatego robi wszystko by przeżyć i uciec. Nie będę zdradzać więcej szczegółów żeby nie psuć zabawy, ale mogłabym bardzo długo opowiadać o tej książce.     Podobnie jak „Pielgrzym” tak i ten tytuł to dość spora gabarytowo książka na kilka wieczorów. I p

Jacek Piekara - ,,Ja, inkwizytor. Dziennik czasu zarazy” - recenzja

 

Powoli, powoli, zmniejszam swoją czytelniczą półkę wstydu (wpis - półka wstydu). W końcu dotarłem do Świata Inkwizytorów Jacka Piekary. Słyszałem o nim już przed dwiema dekadami - w czasach, gdy Jacek Piekara był redaktorem naczelnym „Click! Fantasty”.
Koncept Jezusa schodzącego z krzyża intrygował, zaciekawiał i wzbudzał kontrowersje w niejednym umyśle... A Piekara na tej kanwie stworzył całe alternatywne uniwersum historyczne. Mniejsza już nawet o to, że koncept taki zawiera wewnętrzne sprzeczności, które są jasne dla osób trochę bardziej znających chrystianizm (wystarczy choćby wpomnieć „Matkę Boską Bezlitosną”). Autor nie raz przytacza słowa Pisma Świętego, które brzmią identycznie jak nasza Biblia... Ciekawe czy gdzieś pojawiły się nadpisane te fragmenty, które muszą brzmieć inaczej? Tak, wiem, że Piekara zapowiedział powstanie książki „Rzeźnik z Nazaretu” o historii Jezusa ze Świata Inkwizytorów, ale na razie brak konkretnego planu wydawniczego...

Przechodząc już bezpośrednio do „Dziennika czasu zarazy” - śmiało mogę stwierdzić, iż stanowi on dobrą rozrywkę. Pierwszoosobowa narracja i lekkie pióro Jacka Piekary sprawiają, że całość czyta się szybko i przyjemnie, nie odczuwając „ciężaru kilkuset stron”. Kończąc lekturę miałem jednak nieodparte wrażenie, że ta książka mogłaby być krótsza i praktycznie nic by na tym nie straciła. Owszem, wszystkie wątki znalazły swoje konkluzje, ale część dygresji sprawia wrażenie niepotrzebnych ,,zapychaczy” (a nie raz, subtelnie przebijają z nich prawicowe poglądy autora).  Narracja, poza tym, wydaje się trochę mało płynna. Sam Piekara niejako to zauważył, ,,tłumacząc się” na początku posłowia poprzez przytoczene słów z notki promującej książkę: ,,opowieść […] zaczyna się jak groteska, by przejść w dramat obyczajowy i by wreszcie zakończyć się niczym grecka tragedia”.

Wielką zaletą książki są też na pewno – tłumaczone w przypisach – ciekawostki historyczne; tzn. autor opisuje jakieś wydarzenie ze Świata Inkwizytorów, równocześnie w przypisie wyjaśniając, że coś takiego rzeczywiście miało miejsce w naszym świecie. Wiedzieliście np. że kiedyś wpadnięto na pomysł opodatkowania liczby okien w budynkach? Słyszeliście o średniowiecznym sporze medyków z aptekarzami? Lub, że, podczas renesansu, w kruchtach wielkomiejskich kościołów ze swoimi usługami narzucały się prostytutki? No, a Słowianie jako lek traktowali... odchody rozcieńczone wodą?...


Warto wspomnieć, że „Dziennik czasu zarazy” to tzw. tie-in; nie wchodzi bezpośrednio w skład cyklu inkwizytorskiego; dzięki temu spokojnie sięgnąć po niego mogą nowi czytlenicy. Starzy wyjadacze, z kolei, znajdą w nim za to kolejne przygody swojego ulubionego bohatera – misztrza inkwizytora Mordimera Madderdina.

Nie mam tu w najmniejszym stopniu zamiaru, by robić streszczenie czy charakterystykę postaci. Czytelnicy Piekary na pewno odnajdą się jak u siebie w domu. Nowicjuszom mogę podpowiedzieć, że Świat Inkwizytorów to świat brutalny, w którym przebijają się nade wszystko podstawowe instynkty i żądze oraz skłonna do zła ludzka natura. Święte Officjum – Inkwizytorzy – dzięki całej palecie konpsiracyjnych środków i wachlarzowi tortur - „czuwają”, by świat zmierzał we ,,właściwym” kierunku. Wszystko to w imię Boga Trójjedynego, który to w niczym nie przeszkadza, by odreagowywać z kochankami czy w burdelach. Tak, tak, rubaszności w tej książce też wiele.

Kanwą całej opowieści jest... epidemia kaszlicy i kordon sanitarny, który otoczył miasto rozgrywania się opowieści – Weilburg. Widać, i autor tego nie ukrywa, że książkę pisał niejako ,,zainspirowany” pandemią koronowirusa, która rozgrywała się wokół nas. Mroczność Świata Inkwiozytorów potęguje więc sytuacja ekstremalna, a mało płynna narracja, wręcz ,,eksploduje” na końcu książki.
Aha, spokojnie, jeśli kogoś zaniepokoiły moje słowa o ,,prawicowych poglądach” autora (można to zweryfikować na jego Twitterze ;-)). Piekara to jednak nie żaden szur, a z książki wyczytać można pochwałę medycy i szczepień (casus aptekarza Jonatana Bauma). Faktyczne zakończenie książki – ostatnie akapity epilogu – w moim odczuciu są naprawdę mocnym wsparciem wakcynacji.

Czy wrócę jeszcze do Świata Inkwizytorów? Nie wiem. W każdym razie obserwowanie epidemii kaszlicy w Weilburgu było rozrywką lekką i przyjemną (jakkolwiek to brzmi ^^').

[Współpraca reklamowa] Książka została przekazana bezzwrotnie w ramach recenzji od wydawnictwa Fabryka Słów. Wydawnictwo nie miało wpływu na kształt mojej opinii. Dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów za udostępniony do recenzji tom.

Komentarze

Popularne posty

Łączna liczba wyświetleń