Przejdź do głównej zawartości

Polecane

"Rok szarańczy" Terry Hayes

      „Rok szarańczy” to powieść, na którą czekałam ponad trzy lata. Terry Hayes zaskarbił sobie mój podziw „Pielgrzymem” i od tamtej pory zdecydowanie częściej sięgam po pozycje o szpiegowskiej i terrorystycznej tematyce. Nadal uważam, że na tym polu Terry Hayes nie ma sobie równych.     „Rok szarańczy” w dużym skrócie opowiada o tym jak jeden z agentów specjalnych od Regionów Niedostępnych wyrusza na misję, której celem jest zdobycie informacji o planowanym ewenemencie – groźnym zdarzeniu terrorystycznym o globalnym zasięgu. Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Nasz bohater wpada w ręce przywódcy Armii Czystych, który powinien był zginąć w zamachu rakietowym. Jako jeniec poznaje bardzo ważne informacje, które mogą ocalić wiele istnień, dlatego robi wszystko by przeżyć i uciec. Nie będę zdradzać więcej szczegółów żeby nie psuć zabawy, ale mogłabym bardzo długo opowiadać o tej książce.     Podobnie jak „Pielgrzym” tak i ten tytuł to dość spora gabarytowo książka na kilka wieczorów. I p

,,Masters of the Universe: Revelation (Władcy Wszechświata: Objawienie)”: część pierwsza

 


,,Władcy” bez He-Mana i Szkieletora

 

          38 lat po kultowym serialu z lat 80. (31 – po zapomnianych ,,Nowych Przygodach He-Mana” oraz 19 – po zapomnianym reboocie) otrzymaliśmy kolejny, osadzony w świecie Eternii, serial (raptem 5 odcinków... nie wiem jak to określić... to chyba ,,część pierwsza sezonu pierwszego”...). ,,Władcy Wszechświata: Objawienie”, od piątku 23. lipca, można oglądać na Netlfiksie (dostępna jest również wersja z polskimi napisami). 5, 24-minutowych, odcinków to niewielki materiał, toteż przychodzę do Was z szybką recenzją.

          Zacznę od pozytywów. Serial odznacza się świetną animacją. Kto zna Powerhouse Animation Studios (,,Castelvania”, ,,Blood of Zeus”) wie czego się spodziewać. Styl anime, piękne krajobrazy, widowiskowe sceny walki. Do tego niezła ścieżka dźwiękowa.

          Wielkim plusem serialu jest też doskonała obsada i aktorstwo głosowe. Chris Wood jest świetnym He-Manem (choć moim zdaniem Cam Clarke z 2002 r. był jeszcze lepszy),

Sarah Michelle Gellar (Buffy!) jest wojowniczą Teelą, Susan Eisenberg (Wonder Woman!) to nastrojowy głos Czarodziejki, Griffin Newman nadaje Orkowi takie brzmienie, jakie chcielibyśmy usłyszeć... O reszcie obsady też można napisać jedynie same superlatywy. Są jeszcze Kevin Conroy (legendarny Batman!) jako Mer-Man, Alan Oppenheimer (oryginalny Szkieletor z lat. 80!) jako 1000000-letni Moss Man! (nie mówił przez nos, więc w pierwszej chwili go nie rozpoznałem)... no i Mark Hamill (Luke Skywalker! Joker!) użyczający głosu Szkieletorowi... O Hamillu powiada się, że potrafi mówić jedynie głosem Skywalkera lub Jokera... Hmm... Jego Szkieletor to zdecydowanie bardziej odcień głosu Jokera... ale z większą ilością chrypy i innym śmiechem; warto sprawdzić – solidny kawałek voice-actingu!

          Scenariusz serialu zdaje się być mocno wtórny, oklepany, wyświechtany... Światu zagraża niebezpieczeństwo, trzeba więc udać się w niebezpieczną misję i zdobyć dwie części mitycznego artefaktu... bla bla bla... Na pochwałę zasługują jednak smaczki dla fanów serii oraz pewne niuanse – w netfliksowych ,,Władcach Wszechświata” zobaczycie rzeczy, których nie było dotąd w żadnych (no, może poza komiksami) produkcjach MOTU... Serial przesycony jest widowiskowymi walkami! Poza tym, tak, tak... Niektórzy doświadczą śmierci (i nie dotyczy to jakichś dalszoplanowych postaci!).

Bardzo podoba mi się sposób w jaki Kevin Smith napisał Evil-Lyn (i w ogóle, przemieszanie ,,dobrych” postaci ze ,,złymi” - wbrew utartym schematom). W ,,Objawieniu” Evil-Lyn jest bardzo niejednoznaczna, balansująca między dobrem i złem (poza tym obdarzona cudownym, nastrojowym głosem Leny Heady!)... To nie wszystko – przy jej boku, po stronie ,,tych dobrych”, jest także Beast Man, który zachowuje się (i wygląda!) jak szlachetny ork z Warcrafta. Nie brakuje też wzruszeń – relacja rodzinna Zbrojnego i Teeli, stawanie się człowiekiem przez Roboto, śmierć i poświęcenie istotnych postaci, wspomnienia bohaterów – potrafią wycisnąć łzy z oczu.

          Poza, dosyć oklepanym, głównym wątkiem scenariusza, przynajmniej według mnie, wadę pierwszej części ,,Władców” stanowi... brak He-Mana i Szkieletora (tytuł ,,Masters of the Universe” zamiast ,,He-Man and the Masters of the Universe” nie jest przypadkowy)! Nie będę spoilerował w jaki sposób do tego doszło; jednakowoż He-Man i Szkieletor pojawiają się zasadniczo tylko w krótkich retrospekcjach (poza bardzo mocnymi – początkiem odcinka 1. oraz końcówką odcinka 5.!).


Główną bohaterką serialu jest Teela, której towarzyszymy w jej rozterkach wewnętrznych, poczuciu krzywdy i niedowartościowania, i niezwykle ważnej misji. Jestem jak najdalszy od mizoginii, ale po obejrzeniu 5 odcinków serialu czułem się, jakbym dostał do zabawy zestaw figurek MOTU... bez He-Mana i Szkieletora (nie ma ich, więc pojawiają się tylko w narracji i wspomnieniach!). Z całym szacunkiem do Teeli i próbą stworzenia mocnej postaci kobiecej (Teela to nie Wonder Woman...)... czegoś mi tutaj brakowało. Widziałem gdzieś słowa Kevina Smitha, że brak głównych bohaterów świata MOTU to ,,switch” i ,,bait”... Hmm... Może kolejne odcinki sezonu zmienią proporcje i punkty nacisku?

Póki co, mam bardzo mieszane uczucia, a całość oceniam bardzo średnio. Sprawdźcie sami! Zapraszam do dyskusji w komentarzach!

Komentarze

Popularne posty

Łączna liczba wyświetleń