Przejdź do głównej zawartości

Polecane

"Rok szarańczy" Terry Hayes

      „Rok szarańczy” to powieść, na którą czekałam ponad trzy lata. Terry Hayes zaskarbił sobie mój podziw „Pielgrzymem” i od tamtej pory zdecydowanie częściej sięgam po pozycje o szpiegowskiej i terrorystycznej tematyce. Nadal uważam, że na tym polu Terry Hayes nie ma sobie równych.     „Rok szarańczy” w dużym skrócie opowiada o tym jak jeden z agentów specjalnych od Regionów Niedostępnych wyrusza na misję, której celem jest zdobycie informacji o planowanym ewenemencie – groźnym zdarzeniu terrorystycznym o globalnym zasięgu. Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Nasz bohater wpada w ręce przywódcy Armii Czystych, który powinien był zginąć w zamachu rakietowym. Jako jeniec poznaje bardzo ważne informacje, które mogą ocalić wiele istnień, dlatego robi wszystko by przeżyć i uciec. Nie będę zdradzać więcej szczegółów żeby nie psuć zabawy, ale mogłabym bardzo długo opowiadać o tej książce.     Podobnie jak „Pielgrzym” tak i ten tytuł to dość spora gabarytowo książka na kilka wieczorów. I p

"Kobieta w czerni. Rączka" Susan Hill

 


    Susan Hill to uznana brytyjska pisarka, a tytuł „Kobieta w Czerni” kojarzy się ze znanym filmem z Danielem Radcliffe'm. I słusznie, bo to właśnie na podstawie tej książki nakręcono film. Wywarł on na mnie dobre wrażenie. Jak wszyscy wiemy, często ekranizacje nie są tak klimatyczne i udane jak powieści. Postanowiłam więc przekonać się jak będzie w tym przypadku.

    Być może należałoby napisać dwie osobne recenzje, ponieważ oba tytuły wywarły na mnie odmienne wrażenia. Główny bohater – Arthur Kipps -  to prawnik, który ma uporządkować dokumenty zmarłej Pani Drablow. Starsza kobieta mieszkała sama w odizolowanym domu na Węgorzowych Mokradłach.

    Na podstawie opisu i odniesienia do znanego filmu spodziewałam się  mrocznego i klimatycznego ghost story. I tu spotkał mnie zawód. Ledwie przebrnęłam przez „Kobietę w Czerni”. Kilka razy miałam ochotę porzucić czytanie. Na myśl przychodziło mi tylko jedno słowo – gniot. O ile pomysł na fabułę jest ciekawy, to język w jakim Susan Hill napisała tę powieść był tak nieznośnie nudny i ciężki, że skutecznie wyhamowywał akcję i dusił emocje. Jedno zdanie na pół strony, iście poetyckie opisy otoczenia, wciąż te same emocje u bohatera, niekonsekwencja w działaniu. Wiele kwestii na minus, plusem może być samo zakończenie, w którym mamy szybszy bieg zdarzeń i dość nieoczekiwany finał. Również wybór trzęsawiska na miejsce akcji było dobrym pomysłem. Gęsta mgła, grząski grunt i odcięte od świata stare domostwo to idealna sceneria dla powieści grozy. Może gdybym nie znała filmu całość zrobiłaby na mnie lepsze wrażenie.

    Z drugiej strony mamy powieść „Rączka”. Dość enigmatyczny tytuł - nie wiedziałam czego się spodziewać. Po nieplanowanej wizycie w zapuszczonym Białym Domu naszego bohatera Adama Snowa zaczyna prześladować uczucie bycia chwytanym przez małą, dziecięcą rączkę. Z czasem w jego zachowaniu pojawiają się niebezpieczne zmiany. Aby zachować życie musi rozwiązać zagadkę rączki. Grzebanie w przeszłości okrywa mroczną tajemnicę i przynosi nieoczekiwane skutki.

    Mimo zniechęcenia po pierwszej propozycji dość szybko i łatwo wciągnęłam się w historię. O niebo lepszy odbiór i ciekawszy bohater. Nie mogę powiedzieć, żebym się przestraszyła lub miała gęsią skórkę ale z pewnością byłam zaintrygowana rozwojem wydarzeń. Zdecydowanie trudniej było się oderwać, rozwój wydarzeń nie był wcale oczywisty, a element zaskoczenia to bardzo istotny walor dobrej książki.

    W ogólnym rozrachunku książka jest całkiem przeciętna i chyba drugi raz nie chciałabym poświęcić na nią czasu.

Dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka za egzemplarz książki do recenzji.


 

 

 

Komentarze

Popularne posty

Łączna liczba wyświetleń