Przejdź do głównej zawartości

Polecane

“Catwoman. Samotne Miasto” - recenzja - EGMONT

“Jedna z najpełniejszych, tętniących życiem i najlepiej przemyślanych opowieści z Gotham City w ostatnim czasie… potencjalny współczesny klasyk”. - SKTCHD “Kiedy komiks naprawdę działa, jest w nim nienamacalna magia… czułem ją przez całą lekturę tego cudownego komiksu. 10/10” - Comics Bookcase Za “najlepszy, osadzony w Gotham, komiks ostatnich lat” ,dzieło Chianga uznał także Michał Chudoliński z Gotham w Deszczu (wspominał o tym w wywiadzie dla nas - Wywiad z Michałem Chudolińskim ) Ja, na wstępie, przyznam - “Catwoman. Samotne Miasto” to komiks bardzo dobry… ale z tym “współczesnym klasykiem” czy “10/10” bym nie przesadzał. ;-) Cliff Chiang to ciekawy autor, który przemierzył drogę… zasadniczo odwrotną do innych twórców. Zaczynał jako zastępca redaktora DC Comics… by zostać ilustratorem. “Catwoman. Samotne Miasto” to w pełni jego dzieło - sam przygotował scenariusz, dialogi oraz rysunki. Od tego ostatniego może rozpocznijmy - rysunki Chianga są na wysokim poziomie; miło patrzyło się

"Kobieta w czerni. Rączka" Susan Hill

 


    Susan Hill to uznana brytyjska pisarka, a tytuł „Kobieta w Czerni” kojarzy się ze znanym filmem z Danielem Radcliffe'm. I słusznie, bo to właśnie na podstawie tej książki nakręcono film. Wywarł on na mnie dobre wrażenie. Jak wszyscy wiemy, często ekranizacje nie są tak klimatyczne i udane jak powieści. Postanowiłam więc przekonać się jak będzie w tym przypadku.

    Być może należałoby napisać dwie osobne recenzje, ponieważ oba tytuły wywarły na mnie odmienne wrażenia. Główny bohater – Arthur Kipps -  to prawnik, który ma uporządkować dokumenty zmarłej Pani Drablow. Starsza kobieta mieszkała sama w odizolowanym domu na Węgorzowych Mokradłach.

    Na podstawie opisu i odniesienia do znanego filmu spodziewałam się  mrocznego i klimatycznego ghost story. I tu spotkał mnie zawód. Ledwie przebrnęłam przez „Kobietę w Czerni”. Kilka razy miałam ochotę porzucić czytanie. Na myśl przychodziło mi tylko jedno słowo – gniot. O ile pomysł na fabułę jest ciekawy, to język w jakim Susan Hill napisała tę powieść był tak nieznośnie nudny i ciężki, że skutecznie wyhamowywał akcję i dusił emocje. Jedno zdanie na pół strony, iście poetyckie opisy otoczenia, wciąż te same emocje u bohatera, niekonsekwencja w działaniu. Wiele kwestii na minus, plusem może być samo zakończenie, w którym mamy szybszy bieg zdarzeń i dość nieoczekiwany finał. Również wybór trzęsawiska na miejsce akcji było dobrym pomysłem. Gęsta mgła, grząski grunt i odcięte od świata stare domostwo to idealna sceneria dla powieści grozy. Może gdybym nie znała filmu całość zrobiłaby na mnie lepsze wrażenie.

    Z drugiej strony mamy powieść „Rączka”. Dość enigmatyczny tytuł - nie wiedziałam czego się spodziewać. Po nieplanowanej wizycie w zapuszczonym Białym Domu naszego bohatera Adama Snowa zaczyna prześladować uczucie bycia chwytanym przez małą, dziecięcą rączkę. Z czasem w jego zachowaniu pojawiają się niebezpieczne zmiany. Aby zachować życie musi rozwiązać zagadkę rączki. Grzebanie w przeszłości okrywa mroczną tajemnicę i przynosi nieoczekiwane skutki.

    Mimo zniechęcenia po pierwszej propozycji dość szybko i łatwo wciągnęłam się w historię. O niebo lepszy odbiór i ciekawszy bohater. Nie mogę powiedzieć, żebym się przestraszyła lub miała gęsią skórkę ale z pewnością byłam zaintrygowana rozwojem wydarzeń. Zdecydowanie trudniej było się oderwać, rozwój wydarzeń nie był wcale oczywisty, a element zaskoczenia to bardzo istotny walor dobrej książki.

    W ogólnym rozrachunku książka jest całkiem przeciętna i chyba drugi raz nie chciałabym poświęcić na nią czasu.

Dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka za egzemplarz książki do recenzji.


 

 

 

Komentarze

Popularne posty

Łączna liczba wyświetleń